piątek, 28 marca 2014

Rozdział XV "...rozpali maleńką iskierkę nadziei w moim sercu."

Obudziłam się czując chłód. Zdezorientowana otworzyłam oczy i spojrzałam na lewą stronę łóżka, która przez całą noc była przez Niego zajmowana. Pusto. Podniosłam głowę i rozejrzałam się po pokoju. Nic. Żadnych śladów Jego obecności. Wyszedł zanim wstałam. Zrezygnowana opadłam na poduszki i przymknęłam powieki. Mogłam się przecież tego spodziewać, ale naiwnie wierzyłam, że po wczorajszej rozmowie coś się zmieniło. Nie wyobrażałam sobie Bóg wie czego, ale miałam nadzieję, że ze mną zostanie, że nie zostawi mnie ponownie bez słowa. Nadzieja matką głupich. Kątem oka zerknęłam na zegarek i jęknęłam. 12:14 – jestem spóźniona. Przez chwilę rozważałam czy aby jednak nie udać się na zajęcia, ale tym razem lenistwo zwyciężyło. Jeden dzień wolnego jeszcze nikomu nie zaszkodził. Poza tym i tak nie mogłabym skupić się na nauce. Nie kiedy byłam w takiej rozsypce. Chciałam przewrócić się na bok, ale ból po wewnętrznej stronie moich ud, skutecznie mi to uniemożliwił. Byłam obolała, ale zdziwiłabym się gdyby było inaczej po wczorajszej nocy…

Czułam jak jego ręce zjeżdżają na mój tyłek i mocno go ściskają. Niekontrolowanie jęknęłam i wbiłam palce w jego barki. Byłam zła, smutna i zraniona, ale chciałam tego samego co on. Chciałam uzewnętrznić swój gniew, zadając mu rozkosz. 
Jego pulchne usta dotarły do mojej szyi i zaczęły zachłannie ssać delikatną skórę, zdobywając coraz więcej, pełnych uznania okrzyków, które wypływały z mojego gardła. Chciałam jak najszybciej dostać się do jego nagiej skóry, więc złapałam za koniec jego koszulki i niecierpliwie podciągnęłam do góry. Chłopak oderwał się ode mnie i zręcznie zrzucił zakrywający go t-shirt. Natychmiast zaczęłam badać nowoodkrytą skórę, ozdobioną niekończącymi się, czarnymi liniami i wzorami. Uwielbiałam jego tatuaże, chociaż ich ilość przyprawiała mnie o zawrót głowy i sama na pewno nie zrobiłabym sobie żadnego z nich. Nie dane mi było jednak, w pełni nacieszyć się tym boskim ciałem, które stało przede mną. Chłopak pełnym niecierpliwości gestem zdarł ze mnie koszulkę, a chwilę później spodnie. Jego ruchy nie miały w sobie nawet odrobiny finezji czy delikatności, ale nie przeszkadzało mi to. Podobno zły sex jest najlepszy, prawda?
Stałam przed nim w samych majtkach, ale nie czułam skrępowania – widział mnie przecież już nago. Chłopak zrobił krok w tył i spod przymkniętych powiek obserwował moje ciało, w tym samym czasie odpinając swoje spodnie. Czułam jego palący wzrok na moich odkrytych piersiach, biodrach i innych częściach ciała. Nie wiedziałam gdzie podziać ręce. Wręcz czułam swoje własne podniecenie. Moje centrum zaciskało się od niekontrolowanych skurczy mięśni. 
Kiedy tylko jego spodnie opadły do kostek zobaczyłam potężne wybrzuszenie w jego czerwonych bokserkach od Calvina Kleina. Zacisnęłam ręce w pięści nie mogąc się powstrzymać od dotykania go. Może to zabrzmi zdzirowato, ale uwielbiałam go dotykać i robić mu dobrze. Uwielbiałam widzieć go w momencie kiedy rozpada się na kawałki. Kiedy jest najbardziej bezbronny. W tych momentach należał tylko do mnie. 
Jego głodny wzrok skierował się na moją twarz, a na ustach pojawił się ironiczny uśmiech obiecujący grzeszne przyjemności. Przygryzłam wargę, aby nie jęknąć. Stał tam, prawie nagi, wyluzowany i mogący zrobić ze mną co chce. Zazdrościłam mu pewności siebie i opanowania. Ja cały czas poruszałam biodrami by złagodzić trochę ucisk między nogami. 
Chłopak nieśpiesznie podszedł do mnie i złapał mocno za włosy, odchylając moją głowę do tyłu. Mimo, że był brutalny wiedziałam, że nie zrobi mi krzywdy. Oczywiście wtedy kiedy jest ‘czysty’…
-Ktoś był dziś niegrzeczną dziewczynką i powiedział kilka słów za dużo – zanucił i wolną ręką powędrował w stronę mojego podbrzusza. 
Zamknęłam oczy jeszcze bardziej podniecona. Miałam ochotę powiedzieć mu żeby się zamknął i w końcu mnie zerżnął, a nie prezentował swoją przewagę nad mną.
-Niegrzeczne dziewczynki zasługują na karę – wyszeptał mi do ucha i włożył swoją rękę pod moją bieliznę wreszcie dotykając wrażliwego miejsca. Niemal skręcałam się z przyjemności. 
-Jesteś mokra – zachichotał cicho i włożył we mnie palec, a ja niemal natychmiast zacisnęłam się wokół niego. – A do tego jaka nienasycona… Chcesz dojść? – zapytał przesadnie słodkim głosem i zaczął zataczać kciukiem kółka na mojej łechtaczce. Głośno jęknęłam i złapałam go za przedramiona, niezdolna wykrztusić z siebie słowa. 
- Bardzo chciałbym ci pomóc, ale byłaś niegrzeczna, więc może nie pozwolę ci dojść – powiedział cicho i wyjął ze mnie palec. Z szelmowskim uśmiechem włożył go do ust. – Smakujesz tak cholernie dobrze, aniołku. 
Popatrzyłam na niego zaszokowana i próbowałam zebrać myśli. Nie da mi dojść? Co to znaczy do cholery?! Nie miałam jednak czasu na przemyślenia, gdyż chłopak złapał mnie mocno za tyłek i podniósł do góry. Szybkim ruchem rzucił mnie na kanapę i klęknął między moimi nogami. Bez ceregieli zerwał ze mnie bieliznę i przycisnął swoje pulchne usta do mojej łechtaczki. Wygięłam plecy w łuk czując ogromną przyjemność. Byłam tak blisko. 
Nie dane mi było jednak dojść, bo gdy tylko moje ścianki zaczęły się zaciskać chłopak przerwał swoją czynność i podniósł głowę. Jego świecące od mojego pożądania usta, wygięły się w zadowolony uśmieszek. Jęknęłam niezadowolona i podniosłam biodra do góry dając mu znać, że chce więcej.. 
- Trzeba było być grzeczną dziewczynką – powiedział zadowolony z siebie i oblizał usta. 
Niewyobrażalnie rozpalona patrzyłam jak zdejmuje z siebie bokserki. Chłopak złapał swojego penisa w rękę i zaczął delikatnie nim poruszać, sprawiając sobie przyjemność na moich oczach. Przymknął oczy i jęknął kiedy przejechał kciukiem po główce swojej męskości. Nie mogłam tego znieść. To było niewłaściwe, ale strasznie gorące. Miałam ochotę błagać o jego penisa. Prosić na kolanach o jego uwagę, byleby tylko zaznać spełnienia. Nie musiałam jednak uciekać się do takiego poniżenia, gdyż w pewnej chwili chłopak odwrócił mnie na brzuch, podniósł moje biodra tak, że klęczałam tyłem do niego. Rozszerzył kolanem moje uda i bez ostrzeżenia wszedł we mnie. Zacisnęłam zęby z przyjemności i bólu, który odczułam. Wycofał się ze mnie powoli, by chwilę później znów wejść do mojego ciasnego wnętrza. Jeszcze mocnej i głębiej. Nie mogłam powstrzymać okrzyków przyjemności kiedy wreszcie zaczął ostro mnie posuwać…

Zamknęłam oczy czując przyjemność budującą się gdzieś w moim podbrzuszu. Wspomnienia z poprzedniej nocy zalały mój umysł. Na początku nie dał mi dojść i tylko jeszcze bardziej mnie rozpalał, ale kiedy niemal płonęłam z rozkoszy wreszcie się nade mną zlitował. Prawie straciłam przytomność. Zaczęliśmy na kanapie w salonie, ale później przenieśliśmy się do łóżka w sypialni, zaliczając po drodze numerek pod ścianą w przedpokoju. Nie wiem skąd u mnie wczoraj tyle siły, ale ciągle nie miałam dość.

Pokręciłam głową zażenowana. – Jesteś napaloną suką! – krzyknęła podświadomość. Nie miałam ochoty kłócić się z dziwnymi głosami w mojej głowie, więc kazałam im iść do diabła. Dosłownie wyprana z emocji podniosłam się z łóżka, próbując ignorować bolące siniaki na udach. Cholerny Justin.
Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Miałam wolny cały dzień, ale zdawałam sobie sprawę, że zamiast się obijać powinnam spróbować się uczyć. No cóż, łatwo powiedzieć gorzej zrobić.

***

Południe minęło mi szybko. Nie zdążyłam zjeść śniadania, więc zabrałam się za lunch, którego tak naprawdę nie zjadłam. Podłubałam trochę w talerzu i z wielkimi wyrzutami sumienia wyrzuciłam więcej niż połowę dania. Mimo, że byłam głodna to jedzenie utrudniał mi zaciśnięty, jakby z nerwów, żołądek. Nie chciałam patrzeć w lustro, bałam się, że znów zobaczę tego umęczonego potwora, tak jak wczoraj, przed przyjściem Justina.

W końcu zmotywowałam się do zajrzenia do książek i przerobienia maleńkiej części zadań, które powinnam była zrobić już wcześniej. Starałam się ignorować kłębiące się myśli w mojej głowie, ale ta misja nie zakończyła się sukcesem. Cały czas, podczas czytania najróżniejszych doktryn i kodeksów, rozmyślałam o gównianym położeniu w jakim się znalazłam. Dobrze wiedziałam, że znajomość z wielką gwiazdą pop nie przyniesie mi nic dobrego, ale nadal brnęłam w to bagno. Szkoda, że nie byłam stanowcza w jego obecności i nie wykopałam go na bruk kiedy tylko miałam okazję.

Około godziny 21 rzuciłam książki w kąt i postanowiłam jakoś odciążyć umysł. Przeprosiłam swojego laptopa i weszłam w internet. Facebook, instagram, jakieś portale z wiadomościami. Głupia i niezdrowa ciekawość powiodła mnie na tmz, gówniany portal z idiotycznymi plotkami. Nie wiem czego się spodziewałam wchodząc na tę stronę, ale na pewno nie tego. Nie myślałam, że zobaczę tam informację, która rozpali maleńką iskierkę nadziei w moim sercu.
____________________________________________________________________
Przepraszam, że musieliście tyle czekać. Macie prawo dać mi w tyłek. Możliwe, że niezupełnie tylko ja byłam winna, ale to nieważne. Przepraszam i obiecuję poprawę.
Poza tym zapraszam na przecudownego bloga, który ogromnie mnie ujął, bo... nie wiem dlaczego, ale ma w sobie to coś :) http://lust-jbfanfiction.blogspot.com/
Dziękuję za każdy komentarz i ilość wyświetleń - to bardzo motywuje :)

sobota, 1 marca 2014

Rozdział XIV "Żałosne i nielogiczne."


"To tak, jakbyś krzyczał,

ale nikt Cię nie słyszy.
Czujesz się zawstydzony,
że ktoś może być tak ważny,
że bez niego jesteś nikim.
Nikt nigdy nie zrozumie, jak bardzo to boli.
Czujesz się tak beznadziejnie,
ale nic nie może Cię ocalić.
A kiedy jest już po wszystkim,
niemal pragniesz, żeby te wszystkie złe rzeczy powróciły,
bo razem z nimi przyjdą też dobre."


Nigdy nie byłam wielką zwolenniczką ‘zapijania smutków’ alkoholem. Skreśl, ja w ogóle nie byłam zwolenniczką alkoholu,  spożywanego w dużych ilościach. Oczywiście, zdarzało mi się pić drinki, lubiłam również wino, ale nigdy się nie upijałam. To była raczej degustacja aniżeli picie dopóki nie będę mogła chodzić. Upijanie się do utraty przytomności było dla mnie czymś zupełnie niepojętym. A picie do lustra? Żałosne i nielogiczne. Jak nisko trzeba upaść by robić coś tak bezsensownego? Nigdy tego nie rozumiałam i zawsze patrzyłam  z góry na ludzi, którzy opowiadali o swoich ‘samotnych pijackich wieczorach’, kiedy zdarzyło im się coś przykrego i próbowali jakoś sobie radzić, zapomnieć. Osądzałam ich chociaż nie miałam do tego podstaw.

Jak to się mówi? Nie zrozumiesz póki nie przeżyjesz czegoś na własnej skórze? Chyba tak. No cóż, ja boleśnie przekonałam się o prawdziwości tego stwierdzenia, kiedy obudziłam się w niedzielny poranek i jedyne na co miałam ochotę to urżnięcie się tak, aby zapomnieć o całym świecie. Pełna entuzjazmu (wyczuj sarkazm) udałam się do osiedlowego sklepiku po alkoholowe zaopatrzenie na jakże cudownie zapowiadający się niedzielny dzień. Pierwotnie miałam plan spędzić go na nauce albo spotykając się ze znajomymi, ale nie chciałam nikogo widzieć i nic mnie nie obchodziło. Pieprzony gwiazdor po raz kolejny zniszczył moje plany.
Siedząc na kanapie, w swoim salonie z kolejną butelką jakiegoś taniego wina w ręce i patrząc tępo w ścianę, zastanawiałam się, jak mogę być taką idiotką. Powielałam schemat zmęczonej dziewczyny, pijącej na umór, bo została wykiwana przez obiekt swojego zainteresowania. Jakie to żałosne i małostkowe. Co jakiś czas, małymi łyczkami opróżniałam butelkę trunku i uśmiechałam się ironicznie sama do siebie. Zabawiłaś się już, czy jeszcze chcesz trochę rozrywki w swoim życiu? – kpiła podświadomość. Pokiwałam głową. – Już mi wystarczy. 

Wypiłam ostatni łyczek wina i skrzywiłam się. Picie na pusty żołądek nie było najlepszym pomysłem. Bolała mnie głowa , ale sama nie wiedziałam czy to od alkoholu czy może od wylanych ostatniej nocy łez. Teraz już nie płakałam. Nie mogłam. Organizm odmówił mi posłuszeństwa. Łez zabrakło mi już około godziny 13. Cudowna niedziela.  Teraz mój lament ograniczał się tylko do pociągania nosem i siedzeniem z grobową miną. Idiotyczne. Mimo, iż wiedziałam, że to nie jest normalne, a tym bardziej zdrowe, to po wypiciu takiej dawki alkoholu było mi lepiej. Nie fizycznie, ale psychicznie. Szumiało mi w głowie i prawie śmieszyła mnie ta cała sytuacja, gdy wyobraziłam sobie jak muszę wyglądać. Sama, w salonie, w rozciągniętym dresie i za dużej koszulce, nieumalowana, z roztrzepanymi włosami, sterczącymi w każdą możliwą stronę, wyglądająca ogólnie jak siedem nieszczęść, a dookoła mnie butelki po tanim winie i zużyte chusteczki. Sceneria jak z filmów, tanich romansideł, które mimo iż czasem oglądałam, to i tak gardziłam nimi. Brakowało mi tylko kubła lodów i zdjęcia z ukochanym, którym mogłabym się jeszcze bardziej torturować. Jak pieprzona masochistka. Nie chciałam być jak jedna z tych kobiet –wypompowana i pozbawiona chęci do życia. Jakiż to los bywa przebiegły… Niszczy twoje plany, a później śmieje się z ciebie, bo jesteś tak naiwny, że uwierzyłeś, iż życie to tylko dobre strony, tęcze i jednorożce.

Trwałam w takim stanie, balansując między otępieniem i brakiem świadomości praktycznie cały dzień. Jedynymi krótkimi przerwami od tej wegetacji były chwile kiedy biegłam do łazienki i w okropnych bólach opróżniałam swój żołądek. Siedziałam przy sedesie na zimnych płytkach i odkryłam, że mój organizm już działa prawidłowo. Łzy ponownie mogły wypływać z moich oczu. Skulona pod ścianą płakałam jak mała dziewczynka. Ból był okropny, biorąc pod uwagę to, iż nie przespałam połowy nocy i nic nie zjadłam. Ale odkryłam drugą zależność, ból fizyczny niweluje ból psychiczny. Dziękuję Justin, dzięki tobie uczę się jak ciężkie jest życie.
***
Około godziny 22 usłyszałam dzwonek, sygnalizujący, że ktoś stoi pod moimi drzwiami. W pierwszej chwili nawet nie zareagowałam. Patrzyłam tępo w jeden punkt, pogrążona w myślach i nieogarniająca co dzieje się wokół mnie. Po chwili jednak denerwujący dźwięk dzwonka nico mnie otrzeźwił. Kto do cholery? – zapytałam się w myślach. Nie chciałam podnosić się z łóżka i stawiać czoła irytującemu przybyszowi, ale on nie dawał za wygraną. Przewróciłam oczami i z marsową miną udałam się do drzwi. Spojrzałam w lustro i to co zobaczyłam trochę mnie przeraziło, ale w tej chwili mnie to nie interesowało. Chciałam tylko, żeby ten rozpraszający dźwięk ucichł i abym mogła wrócić do stanu cudownego otępienia. Chciałam spławić delikwenta, który przerwał mi moją wegetację, nieważne kim był.

Wyprana z emocji złapałam za zamek i otworzyłam drzwi. Widok, który ukazał się przede mną momentalnie sprawił, iż otępienie, które czułam rozwiało się. ON tu był. Stał jakby nigdy nic z rękami w kieszeniach i przygryzał dolną wargę. Szybko oszacowałam jego wygląd. Jak zawsze wyglądał nienagannie, ale to chyba normalne dla posiadaczy statusu super gwiazdy? Cisno opięte na łydkach rurki, spuszczone nisko w kroku, biała koszulka w serek i szary sweter. Do tego rolex na nadgarstku i szare vansy. Idealnie ułożone włosy i złote kolczyki w uszach. Na kimś innym to połączenie mogłoby wyglądać beznadziejnie, ale on miał ten bardzo dobry styl, naturalny urok.
Moje oczy lekko się rozszerzyły i mocnej złapałam za klamkę. Justin już chciał coś powiedzieć, ale zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Nie miałam ochoty go widzieć, nie w tym stanie. Nie, kiedy byłam zupełnie bezbronna i złamana. Poza tym nadal trochę się go bałam i nie byłam pewna jego zamiarów.

Usłyszałam łomotanie do drzwi.
-Otwórz te pieprzone drzwi, Claire – zagrzmiał głos po drugiej stronie. Nie zareagowałam. Modliłam się, aby dał sobie spokój. Zostawił mnie samą i nigdy nie wracał. Nie chciałam go znać po tym co kazał mi zrobić. Poniżył mnie. Usiadłam pod drzwiami i czekałam na jego kolejny ruch.
Poczułam jak drewniana płyta drga pod moimi plecami – chyba w nią kopną. Po chwili znów niewinny przedmiot otrzymywał grad ciosów w akompaniamencie głośnych krzyków Justina.
-Nie odejdę póki mi nie otworzysz! Rozumiesz?! – krzyczał – Dobrze wiesz, że kiedyś będziesz musiała wyjść!

Miał rację. Kiedyś będę musiała. Cholera, co robić? Bałam się, że któryś z sąsiadów zgłosi to na policję. Mimo, iż byłam zła na Justina, to nadal nie chciałam, aby miał jakieś problemy z prawem. Już czuję co by się stało jakby ta informacja dotarła do mediów. Nie miałabym pieprzonego spokoju. Tłumy paparazzi czatowałyby pod moimi drzwiami, straciłabym anonimowość.
Po chwili uporczywe walenie ustało. Przez chwilę zapanowała cisza i już myślałam, że Justin jednak sobie odpuścił. Marzenie ściętej głowy…

- Claire, proszę. Otwórz drzwi. Musimy porozmawiać – usłyszałam cichy lekko zachrypnięty głos. –Błagam cię, daj mi tylko pieprzone pięć minut. Daj mi wyjaśnić.
Wyjaśnić? Tu nie było czego wyjaśniać. Cicho westchnęłam. Muszę to załatwić, lepiej szybciej niż później. Niechętnie wstałam i ponownie złapałam za klamkę. Może jestem szalona, ale musiałam go wpuścić. Otworzyłam drzwi, a on szybko wparował do środka jakby bał się, że znów zatrzasnę mu je przed samym nosem.
Powoli się do niego odwróciłam. Czas na poważną rozmowę.

-Hej – powiedział cicho i oblizał usta. Nie zareagowałam, czekałam, aż wreszcie przejdzie to konkretów i sobie pójdzie. Justin nie patrzył na mnie. Jego wzrok skierowany był na podłogę. Zaplotłam ręce na piersi i czekałam, minutę, dwie…
Kiedy milczenie zaczęło na nas ciążyć Justin w końcu się przełamał. – Słuchaj Claire…- zaczął. – To wczoraj… głupio wyszło. – podrapał się po głowie, a ja prychnęłam. Głupio? Czy on się do cholery słyszy?!
Podniósł na mnie wzrok. –Przepraszam okej? – powiedział skruszony. – Nie spodziewałem się ciebie na tej imprezie. Cholera, nie odzywałaś się do mnie. Byłem zły i musiałem jakoś odreagować – próbował tłumaczyć.
-To wszystko? – zapytałam i popatrzyłam ze znudzeniem na swoje paznokcie.
Justin przewrócił oczami i zbliżył się do mnie. Automatycznie zrobiłam krok w tył. –Nie zbliżaj się do mnie Justin. Nie mam zamiaru grać w te twoje głupie gierki. Wczoraj przekroczyłeś granicę. Nie mamy ze sobą już nic wspólnego.
-Claire, nie przesadzaj. Wiesz w jakim byłem stanie. Trochę przegiąłem z dragami, a przecież wiesz, że świadomie bym cię nie zranił – oznajmił. Popatrzył na mnie tym swoim wzrokiem od którego miękną mi kolana – Claire, kochanie, skarbie… Wybacz mi.
Parsknęłam śmiechem. – Słuchaj Justin, naprawdę daj sobie spokój. Źle się czuję i nie mam ochoty na kłótnie z tobą.
-No tak, nie wyglądasz najlepiej – rzucił szczerze.
Posłałam mu mordercze spojrzenie i złapałam się za głowę. – Dziękuję za szczerość, nie trzeba było – warknęłam.
Wyszczerzył się do mnie tym swoim olśniewającym uśmiechem za milion dolarów. Miałam ochotę go uderzyć, zetrzeć mu z twarzy ten pieprzony uśmieszek. Jak można tak szybko zmieniać samopoczucie? Nie rozumiałam tego człowieka. Nie chciałam jeszcze bardziej się denerwować, więc postanowiłam zrobić coś innego.
Pokręciłam głową i ruszyłam w stronę łazienki.
-Gdzie idziesz? – zapytał mnie zdezorientowany chłopak.
-Mam zamiar wziąć prysznic. Jak skończę ma cię tu nie być – rzuciłam i zamknęłam za sobą drzwi.
Miałam nadzieję, że Justin opuści moje lokum tak jak ostatnim razem.

Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Tak, tego właśnie potrzebowałam. Zamknęłam oczy i oddałam się przyjemności, którą fundowały mi ciepłe krople wody. Alkohol wyparował już z moich żył i czułam się jak nowonarodzona. Cholera, kogo ja oszukuję? Nadal byłam spięta i bałam się, że kiedy wyjdę zobaczę Justina. Wolałam jednak odbywać tę niezbyt przyjemną rozmowę wyglądając jak człowiek, a nie jak nieboskie stworzenie. Po umyciu zębów i ubraniu się w luźną koszulkę i dres wyszłam z łazienki. Tak jak myślałam Justin okupował kanapę w salonie i czekał na mnie.
-Chciałeś rozmawiać, więc proszę bardzo, mów co masz powiedzieć i idź stąd. Jutro muszę iść na wykłady. – Usiadłam w fotelu i popatrzyłam na niego z wyczekiwaniem.
Justin  oblizał wargi i usiadł opierając łokcie na kolanach. Zamknął oczy jakby próbował zebrać myśli.
- Byłem dupkiem…
-Nie da się zaprzeczyć – wtrąciłam.
Popatrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. – Jest mi przykro. Wiem, że to co zrobiłem było okropne i niewybaczalne, ale zrozum mnie. Straciłem kontrolę – powiedział i złapał się za głowę. – Cały czas ktoś czegoś ode mnie chce. Mam pieprzoną przerwę, ale paparazzi są wszędzie. Nie daje sobie rady – wyznał i popatrzył na mnie.
Kiwnęłam głową żeby kontynuował, ale on milczał. – Justin, co to ma ze mną wspólnego? Cholera, wczoraj zmusiłeś mnie… – przymknęłam oczy, gdy poniżenie i strach uderzyły we mnie. Szybko zebrałam się w sobie i kontynuowałam – zmusiłeś mnie do zrobienia ci cholernej laski – dokończyłam szeptem. – W pieprzonej łazience. Na imprezie, pełnej ludzi.
-Wiem, Claire, ale  nie wiedziałem co robię. Kumpel załatwił mi dragi, mówił, że wyluzuję, że wszystko będzie cacy. Nie miałem innego źródła towaru to kupiłem od niego to gówno. Wcześniej nie traciłem zupełnie kontroli – zagryzł wargi i popatrzył na mnie błagalnie. – Kiedy cię tam zobaczyłem… Cholera, nie widzieliśmy się kilka dni, tęskniłem za tobą – rzucił i przeczesał włosy palcami.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Czy on żartował? – Myślisz, że przyjdziesz tu, przeprosisz i wszystko będzie cudownie? Nie kłam, że za mną tęskniłeś, bo to nieprawda. Jedyne za czym mogłeś tęsknić to moje ciało i orgazmy, które miałeś – powiedziałam ze złością.
Przez chwilę panowała między nami cisza.
-Dobrze wiesz, że to nie tak…- wydusił z siebie Justin, a ja prychnęłam pod nosem. – Dlaczego się nie odzywałaś? – zapytał nagle.
Spojrzałam na niego. Wyglądał na zmęczonego i zrezygnowanego. Pod oczami odznaczały się ciemne cienie jakby się nie wysypiał. Miał wychudzone policzki i wyglądał jakby schudł. Uroki światowej kariery – nigdy nie możesz się zatrzymać i odetchnąć, bo konkurencja cię zniszczy i zostawi w tyle…
Pomyślałam chwilę nad odpowiedzią na jego pytanie. – Bo źle się czuję ze świadomością, że uprawiam sex z zaręczonym kolesiem – odparowałam.
-CO?! – krzyknął Justin i popatrzył na mnie ze zdziwieniem. – Czy ty serio? – próbował coś z siebie wykrztusić, ale nie mógł przez napad śmiechu który go ogarnął. Kolejna zmiana nastoju, och jak miło…
Popatrzyłam na  niego jak na idiotę i czekałam, aż wreszcie się uspokoi i wytłumaczy o co mu chodzi.
Kiedy wreszcie przestał śmiać się jak debil usiadł prosto i przeczesał włosy. – Claire, serio? Uwierzyłaś w tę bzdurę? – zapytał z rozbawieniem.
Przewróciłam oczami i popatrzyłam na niego obrażona. A więc to nieprawda, ciekawe, ciekawe…
-W każdej plotce jest ziarnko prawdy – odparowałam obronnie i założyłam ręce na piersi.
Justin westchnął i zaśmiał się pod nosem. – Nie odzywałaś się, bo byłaś zazdrosna… - zanucił pod nosem i popatrzył na mnie zadowolony z siebie.
Sapnęłam z oburzenia i spojrzałam na niego zirytowana. – Nie byłam zazdrosna. Po prostu źle się czuję z tym całym zdradzaniem.
Justin zaśmiał się i puścił mi oczko. – Jasne, jasne – wymamrotał pod nosem.
Po raz kolejny tego wieczoru przewróciłam oczami i odwróciłam się do niego plecami.
- Dla twojej wiadomości, mnie i Selenę nic nie łączy. Kiedyś byliśmy razem, ale to już dawno skończone. Media i fani sztucznie rozdmuchują tę sprawę – wytłumaczył. – Z tego co wiem ona ma jakiegoś fagasa. Nie musisz być zazdrosna, jestem cały twój – szepnął.
Zacisnęłam ręce w pięści ze złości. Wcale nie byłam zazdrosna, no może troszeczkę…
-Jesteś takim żartownisiem Justin. – Popatrzyłam na niego ze złością. – Widzisz tylko to co chcesz… wcale  nie byłam zazdrosna. Zdaję sobie sprawę, że masz pełną listę panienek, na każdy dzień tygodnia z którymi się pieprzysz. Tacy jak ty nie są zwolennikami monogamii – oznajmiłam.
Dobry humor Justina zniknął tak szybko jak się pojawił. Dostrzegłam w jego oczach złość. – Tacy jak ja? – zapytał pozornie spokojnie. Widziałam jak z trudem hamuje gniew. – Tacy jak ja, czyli jacy?
- Egoistyczni i myślący, że mogą mieć wszystko – odparowałam z uniesionym podbródkiem. – No dalej, nie udawaj, że jesteś urażony. Przez twoje łóżko przewinęło się tyle panienek, że mógłbyś konkurować z niejednym żigolakiem.
Moje słowa podziałały na niego jak płachta na byka. Wstał z kanapy i nieśpiesznie zbliżył się do mnie.
-Co ty powiedziałaś? – Przykucnął na moim poziomie i popatrzył na mnie intensywnym wzrokiem. Okey, trochę się bałam…. – Czy mogłabyś powtórzyć ostatnie zdanie?
Przełknęłam ślinę i próbowałam wykrzesać resztki pewności siebie, ale było to trudne zadanie, gdy był tak blisko mnie. Mimo wszystkich świństw, które mi zrobił moje ciało nadal na niego reagowało i to nie był strach czy obrzydzenie. Mimo wczorajszych wydarzeń nadal go pragnęłam, a on doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
Odchrząknęłam i spojrzałam mu w oczy. – To co słyszałeś. Mógłbyś konkurować z żigolakiem – powiedziałam pewnie, obserwując jego reakcję.
Justin zaśmiał się bez humoru i dotknął zewnętrzną częścią dłoni mojego policzka. Czułam jak przeskakują między nami iskry pożądania. – Kochasz mnie prowokować prawda? – zapytał. Kocham ciebie – pomyślałam. Nie, nie, nie.
Przewróciłam oczami i wstałam z miejsca próbując uzyskać trochę dystansu między nami.
- Wyjdź Justin – powiedziałam i założyłam ręce na piersi. Miałam dość. Ten wewnętrzny rollercoaster mnie niszczył.
-Oboje dobrze wiemy, że nie chcesz żebym poszedł – odpowiedział z pewną siebie miną i zmniejszył przestrzeń między nami. Był na wyciągnięcie ręki. Jego zapach dotarł do moich nozdrzy, cholera, on tak dobrze pachnie…
Wzięłam drżący oddech. – Masz rację. Nie chcę żebyś poszedł. Ale nie zawsze wszystko musi być tak jak chcemy. – zamknęłam oczy. - Po prostu idź i zapomnij o mnie.
- Nie potrafię – powiedział i złapał moją twarz w swoje dłonie. – Tak strasznie tęskniłem…
Jego słowa wywołały szybsze bicie mojego serca. Wiedziałam, że kłamie. Wiedziałam, że przyszedł tu tylko w jednym celu. Wiedziałam, że jeśli spędzę z nim jeszcze więcej czasu, ból po jego odejściu będzie nie do wytrzymania. Ale nigdy nie potrafiłam się mu oprzeć i kiedy tylko przycisnął swoje pełne wargi do moich nie odsunęłam się. Odwzajemniłam pocałunek. Czułam jak część mnie umiera kiedy zupełnie mu się oddałam.
_________________________________________________________________________
Ba dum tss. Obiecałam, że będzie dziś, więc proszę bardzo :) 
Nie miałam czasu sprawdzać etc., więc z góry przepraszam za błędy. 
Trochę chaotyczny ten rozdział, ale jest zdecydowanie dłuższy. 
Dziękuję za wejścia i komentarze - to naprawdę motywuje.