sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział XI „Tylko tyle mogłam zrobić.”

Beep-Beep-Beep–Beep-
Nacisnęłam przycisk drzemki w budziku i otworzyłam oczy. Chciałam wstać, ale para silnych ramion mi to uniemożliwiała. Co do cho… A tak. Bieber.
Przewróciłam oczami i niezbyt lekko wbiłam chłopakowi łokieć w żebro.
-Kurwa, co jest?  - krzyknął zaspany i usiadł. – Claire, masz wpierdol – powiedział i przetarł pięściami oczy jak to robią małe dzieci. Aww… to było takie słodkie.
-Muszę wstać do szkoły, a ty byłeś owinięty wokół mnie jak bluszcz – wytłumaczyłam mu spokojnie.
-Więc to był powód twojego ataku na mnie? – zapytał sceptycznie. – Serio, nie mogłaś spróbować obudzić mnie inaczej? – wyjęczał z miną małego dziecka.
Wzruszyłam ramionami i wyszłam z łóżka. To tylko Bieber. Co mam się przejmować jego gadaniem i samopoczuciem.. Zebrałam potrzebne rzeczy i udałam się do łazienki. Wychodząc z sypialni, kątem oka zauważyłam jak Justin ponownie rzuca się na poduszki i zamyka oczy. Zirytowana pokręciłam tylko głową i postanowiłam, że po przygotowaniu się, zajmę się problemem w postaci śpiącego chłopaka i ciągłym jego przebywaniem w moim domu, pokoju, łóżku.

***    
                                                                                                                      
-Zrobisz naleśniki? – zapytał mnie z miną szczeniaczka Justin, po tym jak bezczelnie zdarłam z niego kołdrę i jakoś wypchnęłam z łóżka. Musiałam posłużyć się groźbami ‘wyłaź z łóżka ty bezczelny kretynie, bo wyleję szklankę wody na twoje głupie włosy!’ itp. zanim łaskawie ruszył swój tyłek.
Popatrzyłam na niego z miną ‘serio?’ i pokręciłam głową.
-Dlaczego? Claire, proszę, proszę, proszę – jęczał mi nad uchem.
Zazwyczaj na śniadania jadam np. płatki z jogurtem greckim posypane jakimiś owocami, więc nie uśmiechało mi się zmieniać swoich przyzwyczajeń dla tego idioty, ale kiedy popatrzył na mnie z tą swoja słodką minką nie mogłam mu odmówić. Cholera, serio wpadłam po uszy…
Zerknęłam na zegarek 7:34. Zajęcia zaczynają się o 8:50 więc chyba zdążę zrobić mu te naleśniki.
- Doobra – przeciągnęłam ‘o’ i niechętnie zabrałam się do robienia tych nieszczęsnych naleśników.
- Claire, jesteś najlepsza. Odpłacę ci się w naturze – oznajmił z pewnym siebie uśmiechem, a ja popatrzyłam na  niego jak na kosmitę. On tylko wyszczerzył się jeszcze bardziej i usiadł przy stoliku w kuchni z telefonem w ręku.
- Kobieta przy garach. Tak powinno być – powiedział i rozsiadł się wygodniej. Na jego twarzy nadal widniał pyszałkowaty uśmieszek, który miałam ochotę mu zetrzeć.
-Jeszcze jeden taki komentarz i robisz wypad – powiadomiłam go z miną zabójcy.
On tylko przewrócił oczami i wysłał mi ‘całusa’. Idiota.

***

O godzinie 8:46 wjechałam na uniwersytecki parking. Niedorozwinięty kretyn, znany także jako Justin Bieber wymyślił sobie bitwę na jedzenie. Cała moja kuchnia wyglądała jak pobojowisko i musiałam to posprzątać. Kompletnie wściekła wyrzuciłam go z domu i kazałam nigdy więcej nie wracać. On skwitował to krótkim ‘nie umiesz się bawić, skarbie’. Pieprzony idiota. Określenie, że mężczyźni to wieczne dzieci, a tylko zabawki im się zmieniają, jest cholernie trafne.

Biegłam jak szalona pod salę wykładową. Miałam szczęście, profesor się spóźnił, więc nie straciłam wykładu.

***

-Zaspałaś? – zapytała mnie w trakcie przerwy,  Jasmine. Popatrzyłam na nią niepewnie. Co mam powiedzieć: Nie, po prostu pewien skretyniały gwiazdor zrobił mi burdel w kuchni i musiałam to sprzątać. Och, co to to nie.
- Można tak powiedzieć. Miałam pewne komplikacje rano – oznajmiłam i uśmiechnęłam się z lekkim przymusem.
- Ah, pewnie jakieś kobiece sprawy. Nie wnikam – powiedziała z uśmiechem. – Co robisz w weekend?
Przez chwilę zastanowiłam się nad odpowiedzią. Pewnie będę czytać, albo uczyć się…
- Znając życie nic ciekawego… Nauka, obijanie się i tak dalej. A ty?
- Idę na imprezę do mojego kumpla, może chcesz dołączyć? – zaproponowała z uśmiechem.
Spojrzałam na nią sceptycznie. – Nie wiem, czy to najlepszy pomysł… Idziesz do kumpla…
- Claire, to żaden problem! Jack mówił żebym zabrała znajomych. – posłała mi uspokajający uśmiech. – Ma duży dom na obrzeżach miasta.
No, cóż. Może to dobry pomysł… Jeśli Sean lub dziewczyny nie chcieliby się gdzieś spotkać i wyjść spędziłabym dzień obijając się. Chyba, że Justin by mnie odwiedził...
- Wiesz, to dobry pomysł. Bardzo chętnie gdzieś z tobą wyjdę. – zgodziłam się z uśmiechem.
- Naprawdę? To cudownie! Musimy iść na zakupy! – paplała, a ja z uśmiechem na ustach jej przytakiwałam. Kiedy tylko poznałam Jasmine, od razu ją polubiłam. Była urocza i miała świetny gust. Czemu miałabym nie iść z nią na zakupy?
- Jutro ci odpowiada? – zapytała podekscytowana dziewczyna, kończąc swoją tyradę na temat wyższości szpilek nad koturnami.
Pokiwałam z rozbawieniem głową. – Jasne.

***

- Te będą świetne. Nie, nie, lepiej weź te. A może jednak nie…. Te szpilki muszę koniecznie kupić! – trajkotała Jasmine. Była w amoku kupowania, ogarnęła ją zakupomania, szał zakupów… nie wiem która nazwa była adekwatna do stanu w jaki wpadła dziewczyna. Z całą pewnością była zakupoholiczką, ale w sumie mi to nie przeszkadzało. Moim przyjacielem był Archer, Fan Number One zakupów, więc mogłam spokojnie rzecz, że widok amoku w jaki wpadła Jass był dla mnie chlebem powszednim. Z racji tego, że rzeczywiście miała wspaniałe wyczucie stylu, ja również na tym skorzystałam. Dziewczyna dobrała mi kilka naprawdę cudownych zestawów. Zawsze miałam problem z wybieraniem dodatków, ale Jasmine była w tym mistrzynią. Posiadała ciuchowy szósty zmysł – jak mawiał Archer.
- Jejku, Claire, zajebiście wyglądasz! – wykrzyknęła zadowolona Jasmine, kiedy wyszłam z przymierzalni w wybraną przez nią wcześniej sukienką.
- Tak myślisz? – zapytałam nieco sceptycznie. Rzeczywiście, sukienka leżała jak ulał, ale coś mi w niej nie pasowało…
Jasmine szeroko się uśmiechnęła i wyjęła zza pleców cudowne buty. Podała mi je i puściła do mnie oczko. Szybko je założyłam i spojrzałam w lustro. Oczywiście, wybór dziewczyny okazał się bezbłędny. Szpilki dodały mi centymetrów, co było bardzo wskazane przy moim niskim wzroście i niezbyt szczupłych nogach. Sukienka opinała się na moich krągłościach, ale nie wyglądała wulgarnie czy niesmacznie.
- Tak, wiedziałam, że te buty będą idealne – oznajmiła Jasmine z samozadowoleniem wypisanym na twarzy.
- Jejku, dziewczyno, czemu nie robisz kariery w wielkim świecie mody? – zapytałam szczerze zdumiona. Ona naprawdę miała do tego talent. Mogłaby nieźle zarobić na stylizowaniu mniej doświadczonych kobiet.
-Skąd wiesz, że nie robię? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, wygładzając jakąś zmarszczkę na mojej sukience.
Popatrzyłam na nią zdziwiona. Ona uśmiechnęła się do mnie lekko. – Prowadzę bloga modowego.
- Och, jesteś bloggerką?
- Tylko nie mów szafiarką, bo uderzę cię w twarz. – powiedziała z groźnym wyrazem twarzy, ale za chwilę się uśmiechnęła. – To fajna zabawa.
- Nie wątpię. Musisz wysłać mi adres swojego bloga. Może mnie zainspirujesz – rzuciłam z uśmiechem, a ona z zadowoleniem pokiwała twierdząco głową.

***

-Wejdę do kiosku po jakieś gazetki – oznajmiłam Jasmine, kiedy po około trzech godzinach zakupowego szaleństwa zbierałyśmy się do domu.
- O spoko, ja też muszę kupić sobie Vogue’a , albo tę nową gazetę Anji Rubik.


Znalazłam nowy numer Newsweek’a i już miałam udać się do kasy kiedy moje oczy trafiły na jakąś typowo plotkarską gazetę. Na okładce pysznił się Justin Bieber ze swoją dziewczyną. Krzykliwy czerwony napis głosił : Będzie ślub? Mój żołądek skurczył się w nieprzyjemny sposób i czułam jak robi mi się niedobrze. Zgarnęłam gazetę i podeszłam z nią do kasy. Musiałam się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi.


- Jejku, Claire, jesteś strasznie blada. Dobrze się czujesz? – zapytała zmartwiona Jasmine kiedy dołączyłam do niej po kupieniu prasy.
- Tak, jasne. Po prostu te zakupy odrobinę mnie zmęczyły – odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem. Chyba byłam świetną aktorką, bo Jass ciepło się do mnie uśmiechnęła i pokiwała głową na znak zrozumienia.
- Masz rację. Dawno się tak nie nachodziłam – wyznała.
- Zdecydowanie. No cóż, ja będę się już zbierać – muszę odkryć czy facet z którym sypiam bierze ślub – dodałam w myślach.
- Jasne. To do jutra. Trzymaj się – powiedziała zadowolona i przytuliła mnie na pożegnanie.


Jadąc samochodem nie mogłam wyrzucić z głowy tego nagłówka. Cholera dlaczego nie pomyślałam o tym wcześniej. Kurde, przecież On ma dziewczynę. Od kilku lat. Gdyby jej nie kochał nie byłby z nią. Tylko dlaczego zabawia się na boku? Może jednak jej nie kocha… no, ale przecież mają wziąć ślub… Zadręczałam się podobnymi myślami całą drogę na moje osiedle. Całe szczęście, że przez moje roztargnienie nie spowodowałam jakiegoś wypadku…

Gdy tylko znalazłam się w mieszkaniu i zrzuciłam buty, natychmiast wzięłam do ręki kolorowe czasopismo. W spisie treści znalazłam interesującą mnie stronę i zaczęłam czytać artykuł.
Po chwili z drżącym sercem odłożyłam pisemko na kolana. Byłam załamana. Okazało się, że Serena czy jakoś tam, dodała zdjęcie pierścionka na instagram i wszystko wskazywało na to, iż jest to pierścionek zaręczynowy. Pismacy rozpisywali się jaka to cudowna para. Młodzi, piękni, zakochani. Nie miałam więcej pytań. Musiałam zerwać z Justinem wszelki kontakt. Powinnam zrobić to już na początku, ale byłam idiotką, którą kierowały hormony. Jejku, jak mogłam być taka ślepa? Postanowiłam odrobinę się zabawić i wyluzować i co z tego mam? Złamane serce. Bo to co czułam do tego idioty było czymś więcej niż tylko zauroczeniem. Chociaż przez cały czas zachowywał się jak idiota, dzieciak i tak dalej, lubiłam z nim przebywać. Moje życie było zdecydowanie prostsze kiedy wszystko dokładnie analizowałam. Poczułam wibrowanie telefonu w moich spodniach. Niechętnie wyjęłam go z kieszeni i zobaczyłam sms’a. Nadawcą była ostatnia osoba z jaką chciałabym mieć coś wspólnego. Justin. Bez przeczytania usunęłam wiadomość i wyłączyłam telefon. Wiedziałam, że jest w Londynie i pracuje nad płytą, co dawało mi pewność, że nie zjawi się u moich drzwi tak jak ostatnio, a przynajmniej nie dzisiaj.
Musiałam wziąć prysznic. Długi, oczyszczający prysznic, który oczyści mój umysł i sprawi, że zapomnę o bólu. Tylko tyle mogłam zrobić.

_____________________________________________________________________

Siema, siema. Tak, wiem miał być już dawno, ale nawaliłam. Nie mogłam zmusić się do napisania czegokolwiek. Kilka razy otwierałam worda, ale kończyło się to tylko kilkoma nowymi słowami, ewentualnie zdaniami. Przepraszam. Jednym z czynników przez które straciłam motywacje było zdjęcie naszego kochanego Justina, które wstawił niedawno. Nie będę ukrywać, że zazdrość po prostu mnie rozsadziła i przez kilka dni byłam w stanie młodzieńczej depresji. Jednakże emocje opadły i wszystko jest już OK J.
Nie będę obiecywać kiedy dodam kolejny, bo nie mam pojęcia.
Szukam kogoś kto potrafi robić szablony! Dajcie mi znać na twitterze!
Trzymajcie się ciepło
Bootylicious